Na tej werandzie siadywał czasem Tetmajer. Pamiętam dobrze jego dość wysoką, elegancką postawę, doskonały ubiór, przystojną twarz z pięknym ciemnym wąsem, jego pewną siebie uprzejmość, towarzyską gładkość i – zamyślone oczy. Pamiętam, jak pewnego razu, patrząc w milczeniu na omgloną dalekość gór, przesłonił oczy ładną, dobrze utrzymaną dłonią. Wydawało mi się to wtedy trochę sztuczne, zakrawało na pozę. Bo przecież obok, na tej samej szerokiej ławie pod ścianą werandy, siedział Jan Kasprowicz i też patrzył na góry: zwyczajnie, po prostu, z widocznym, nie ukrywanym zachwytem.
(...) Ci dwaj znakomici poeci, obaj wspaniali piewcy Tatr, siedzący na jednej ławie
i patrzący na największe swoje ukochanie – góry, wydawali mi się przedstawicielami dwóch niepodobnych do siebie światów. (...) ”.
|