Władysław Jarocki, Kościół na Harendzie w zimie, 1956.
Jędrek uwielbia swe góry do tego stopnia, że traci czujność, i nie zauważa nadchodzącej lawiny. Umiera, przysypany śniegiem. Lecz nawet w chwili śmierci, nie przestaje myśleć o swoich górach:
„[...] Mdlejące już, nieprzytomne otwarł Jędrzej oczy na księżyc. Ciepły wiatr gnał deszczowe obłoki; huczały strumienie wiosenne – usłyszał. Nie czuł bólu, nie czuł śmierci. Popatrzał jeszcze raz dookoła zaszklewającymi się oczyma. - Hej! Wiesna idzie – szepnął – syćko, syćko bedzie zielone...”