Jędrek wędruje po górach. Chodzi do Zawratu i do Pięciu Stawów. Rozmawia z księżycem, słońcem, i Wielkim Stawem. Zastanawia się, czy przybyło przez zimę dużo roślinności. Obserwuje zamarznięty jeszcze staw pod Kołem. Wierchy wyglądają, jakby były zrobione z mgły. To jego gazdostwo ukochane, „rodzone, prześliczne”. Góral słucha huczenia Siklawy i szumu potoków, które płyną z Wołoszyna i śpiewają do niego. Uważnie przygląda się kosodrzewinie:
„-Pieknie zrosła. Nagrodzieł Bóg urodzaj, ni ma co pedzieć – mówi – wiaterek duł, oduhował, toż to rosło jak żyto. Ino by trza ten śnieg pouprzątać dolinami, ale to sie ta wartko zrobi z wiesnom. Turnie sie juz tez pozwydobywały kielo telo za śniega, śmiejom sie do słonka jak nowe...”