Startuj z nami!

www.szkolnictwo.pl

praca, nauka, rozrywka....

mapa polskich szkół
Nauka Nauka
Uczelnie Uczelnie
Mój profil / Znajomi Mój profil/Znajomi
Poczta Poczta/Dokumenty
Przewodnik Przewodnik
Nauka Konkurs
uczelnie

zamów reklamę
zobacz szczegóły
uczelnie
PrezentacjaForumPrezentacja nieoficjalnaZmiana prezentacji
"Gwiazdka na Zielonym Wzgórzu" - scenariusz przedstawienia dla rodziców

 

Przedstawienie to zostało przygotowane przez uczniów z okazji Świąt Bożego Narodzenia.
Zaprosiliśmy rodziców, nauczycieli, dyrekcję szkoły, przygotowaliśmy skromny poczęstunek. Impreza była bardzo udana. Mam nadzieję, że i Państwu takie spotkania wigilijne pryniosą wiele radości.
Gwiazdka na Zielonym Wzgórzu

Scenariusz napisano w oparciu o książkę Lucy Maud Montgomery. Jako konieczne elementy dekoracji należy wymienić: okno, drzwi, kominek, stół, fotel, wyposażenie sklepu Samuela Lawsonia; ponadto rekwizyty takie jak: buty, fajka, skrzynia, kapelusz dla Mateusza, piękna sukienka z bufiastymi rękawami i buciki dla Ani, stara walizka, wyposażenie kuchni dla Maryli. Odpowiednie stroje dla wszystkich postaci. W zasadzie aranżacja sceny gra w tym przedstawieniu bardzo dużą rolę, nadaje całemu przedsięwzięciu odpowiedni nastrój, nie należy więc zaniedbywać szczegółów.

Scena I

Kuchnia Maryli i Mateusza
Mateusz otworzył drzwi, wchodząc z Anią, na spotkanie wybiegła mu Maryla. Kiedy spogląda na Anię, staje zdumiona.

Maryla: - Cóż to, Mateuszu? Gdzież jest chłopiec?
Mateusz: - Nie było tam chłopca – odpowiedział nieśmiało – Była tylko ona (wskazuje na Anię).
Maryla: - Nie było chłopca? Ależ musiał tam być, przecież prosiliśmy panią Spencer, by go przywiozła.
Ania: - (z rozpaczą krzycząc) Nie chcecie mnie! Nie chcecie mnie dlatego, że nie jestem chłopcem! Powinnam się była tego spodziewać! Nikt mnie nigdy nie chciał! Zawsze tak bywało. Powinnam była rozumieć, że to zbyt piękne, aby mogło się spełnić. Powinnam była wiedzieć, że mnie nigdy nikt nie zechce! Ale cóż ja pocznę? Rozpłynę się chyba we łzach.
Maryla:- Cicho, cicho, przecież nie ma znowu o co tak rozpaczać!
Ania: - (ze zdziwieniem) Nie ma o co? Pani także płakałaby, gdyby będąc sierotą przybyła pod dach domu, który miał zostać jej rodzinnym, i nagle dowiedziała się, że pani nie chcą, bo nie jest chłopcem! O! To najtragiczniejsza chwila, jaką przeżyłam!
Maryla:- Nie płacz tylko! Nie wyrzucimy cię przecież za drzwi dziś wieczór! Pozostaniesz u nas, dopóki cała ta sprawa się nie wyjaśni. Jak się nazywasz?
Ania (z wahaniem): - Może by pani zechciała nazywać mnie Kordelia?
Maryla: - Nazywać cię Kordelia? Czy to nie jest twoje imię?
Ania (nieśmiało):- Nie –e-e, niezupełnie, ale chciałabym się nazywać Kordelia. To brzmi tak dystyngowanie!
Maryla: - Nie pojmuję, o co ci chodzi. Jeśli nie nazywasz się Kordelia, jak masz na imię?
Ania: - (niechętnie) Anna Shirley. Ale proszę, niech pani mnie nazywa Kordelia. Wszak dla pani to obojętne, jak mnie będzie wołać, jeśli pozostanę tutaj niedługo. A Anna to takie nieromantyczne imię.
Maryla: - Romantyczne czy nieromantyczne! (odburknęła) Anna to skromne i rozumne imię. Nie masz powodu się go wstydzić.
Ania:- Ja się go nie wstydzę, tylko Kordelia więcej mi się podoba. Zawsze wyobrażałam sobie, że nazywam się Kordelia, a zresztą może w ostatnich czasach wmówiłam to sobie. Kiedy byłam młodsza, wolałam imię Geraldyna, ale jestem zdania, że Kordelia jest najładniejsze. Jeśli jednak pani chce koniecznie nazywać mnie Anną, proszę przynajmniej mówić "Aniu" zamiast "Andziu".
Maryla:- Myślę, że to wszystko jedno (mówiąc, podnosi imbryk z herbatą).
Ania:- O, nie, to wielka różnica! To brzmi o wiele, o wiele delikatniej. Wymawiając jakieś imię, widzimy je natychmiast przed sobą, jak gdyby było wydrukowane; przynajmniej ja tak to odczuwam. Andzia wygląda ohydnie, Ania zaś o wiele bardziej dystyngowanie. Jeśli więc pani zechce nazywać mnie Anią, postaram się pogodzić z myślą, ze nie noszę imienia Kordelia.

Scena II

Kuchnia Maryli i Mateusza, panuje półmrok, blask bije od kominka, słychać odgłosy zabawy dziewczynek z sąsiedniego pomieszczenia.

Narrator 1:
Wszedłszy do kuchni o zmroku pewnego chłodnego wieczora grudniowego, Mateusz zasiadł w kącie obok skrzyni z drewnem, aby ściągnąć z nóg swe ciężkie buty. Nie miał pojęcia o tym, że Ania z kilkoma koleżankami powtarzały w bawialni dialog z przedstawienia pt."Królowa elfów". Właśnie przebiegły gromadką przedpokój i weszły do kuchni, śmiejąc się i gawędząc wesoło. Ania stała pośród nich, zapalona, z roziskrzonym wzrokiem jak one wszystkie. Lecz Mateusz zauważył nagle, że było w niej coś, co różniło ją bardzo od towarzyszek, coś takiego, co, jak mu się wydawało, nie powinno było istnieć.
Ania miała jaśniejszą cerę, większe, bardziej błyszczące oczy i delikatniejsze rysy od tamtych. Nawet nieśmiały, niezbyt spostrzegawczy Mateusz nauczył się dostrzegać te szczegóły.
Aby swobodnie zastanowić się nad tą sprawą, Mateusz uciekł się tego wieczora do swej fajki, jak zwykle ku niezadowoleniu Maryli. Po dwugodzinnym paleniu i namyśle Mateusz wreszcie rozwiązał ten problem. Oto Ania nie była ubrana jak inne dziewczęta! Maryla sprawiała jej sukienki z brzydkich, ciemnych materiałów, wszystkie skrojone według jednego prostego fasonu. Mateusz nie miał pojęcia, że istnieje taka rzecz jak moda, lecz zwrócił uwagę, że rękawy u sukienki Ani nie były wcale podobne do rękawów innych dziewcząt. Przypomniał sobie gromadkę koleżanek, w których otoczeniu widział Anię – wszystkie w jasnych bluzeczkach, różowych, białych, czerwonych i niebieskich i nie mógł zrozumieć, dlaczego Maryla ubiera Anię stale ciemno i brzydko.
Cóż byłoby złego w tym, że dziecko miałoby jedną ładną sukienkę..... chociażby taką, jak codzienne ubranie Diany Barry.
Mateusz postanowił dla Ani kupić taki strój. Za dwa tygodnie nadejdzie Boże Narodzenie. Ładna, nowa sukienka będzie bardzo odpowiednim podarkiem na Gwiazdkę. Z westchnieniem ulgi Mateusz odłożył fajkę i poszedł spać, a Maryla otworzyła wszystkie drzwi i wietrzyła dom...

Scena III

Narrator 2:
Następnego popołudnia Mateusz udał się do miasta, aby kupić ową sukienkę. Pragnął załatwić tę sprawę jak najprędzej. Czuł, że nie pójdzie mu to łatwo. Po długim namyśle postanowił pójść do sklepu Samuela Lawsona, a nie do sklepu Wiliama Blaire’a. Niestety, nie wiedział wcale o tym, że wobec wzmożonego ruchu w sklepie, Lawson przyjął nową sklepową.

Sklep, za ladą Lucylla, która ma na ręku wiele bransoletek.
Lucylla: - (wesoło i życzliwie, opiera ręce o ladę sklepową) Czym mogę dziś służyć, panie Cuthbert?
Mateusz: - (nieśmiało i niepewnie) Czy ma pani..... czy są ... grabie ogrodowe?
Lucylla: (zdziwiona) – Zdaje się, ze została jeszcze jedna czy dwie sztuki, lecz są na górze w składzie. Pójdę sprawdzić.
Lucylla wraca z grabiami, wręcza je Mateuszowi i pyta:

Lucylla: - Czym mogę jeszcze służyć?
Mateusz: - Ponieważ mi pani przypomniała, chciałbym dostać, to jest..... rozumie się...chciałbym kupić.... trochę nasion traw....
Lucylla: (wyniośle) – Nasiona sprowadzamy tylko na wiosnę, teraz nie mamy żadnych na składzie.
Mateusz: - (jąkając się) Niewątpliwie.... słusznie pani mówi (chce wyjść, ale nagle przypomina sobie, że nie zapłacił, więc zawrócił)
Lucylla oblicza rachunek, a Mateusz pyta:

Mateusz: (nieśmiało) Jeśli nie sprawię kłopotu......muszę.... to jest...chciałbym prosić o cukier.
Lucylla: Jaki? Biały? Czy ciemny?
Mateusz: O...zapewne ciemny.....
Lucylla: (wskazuje ręką) Oto jest jeszcze ostatnia beczułka, to jedyny gatunek, jaki mamy.
Mateusz: Proszę o 20 funtów tego gatunku.
Mateusz wychodzi ze sklepu.

Scena IV

Ponownie kuchnia Maryli

Narrator2:
Biedny Mateusz przebył już przebył już połowę drogi powrotnej do domu, zanim odzyskał panowanie nad sobą. Po powrocie do domu schował grabie w wozowni, ale cukier musiał zanieść Maryli.

Maryla: - (podniesionym głosem) Ciemny cukier! Po cóżeś tyle kupił? Wiesz dobrze, że używam go tylko dla pastucha i do serów owocowych. Jerry już dawno odszedł. A sery też już są od kilku tygodni gotowe. To nie jest dobry gatunek cukru. Wiliam Blaire zwykł mieć lepsze gatunki.
Mateusz: - (nieśmiało) Sądziłem, że się przyda.

Scena V

Salon w mieszkaniu pani Linde

Narrator2:
     Rozmyślając dłużej nad tą sprawą, Mateusz doszedł do wniosku, że jedynie kobieta może tu zaradzić. Nie mógł poprosić Maryli o pomoc. Mateusz był pewien, że ona jego projekt natychmiast odrzuci. Pozostawała pani Linde. Udał się więc do pani Małgorzaty, a ta poczciwie zaraz zdjęła mu ciężar z ramion.

Pani Linde sadza Mateusza przy stole i z nim rozmawia:

Pani Linde: - Wybrać sukienkę dla Ani na Gwiazdkę? Oczywiście, chętnie to uczynię. I tak jadę jutro do Carmody, więc zajmę się tym kupnem. Czy ma pan jakieś specjalne życzenie? Nie? A więc dobrze, wybiorę według własnego gustu. Sądzę, że w pięknym, brązowym kolorze będzie Ani do twarzy. Wiem, że Wiliam Blaire otrzymał wybór bardzo ładnych lekkich wełenek. A nie życzyłby pan sobie, abym ja uszyła tę sukienkę? Jeśli Maryla się tym zajmie, Ania dowie się o podarku zbyt wcześnie i niespodzianka się nie uda. Chętnie ją uszyję i nie sprawi mi to kłopotu. Lubię szyć, a zrobię ją według miary mojej siostrzenicy Jenny, gdyż ona i Ania są prawie tego samego wzrostu.

Mateusz:- Dobrze, dziękuję bardzo. Ale... ale nie wiem...zdaje mi się, że teraz robią inne rękawy u sukien, niż dawniej. Jeśliby to nie było zbyt śmiałe żądanie.... chciałbym, aby one były uszyte według tej nowej mody.
Pani Linde: - Bufiaste? Ależ naturalnie! Proszę nie martwić się tym ani chwili. Uszyją ją według najświeższej mody.

Scena VI

Dom Mateusza i Maryli

Narrator1:
     Podczas następnych dwóch tygodni Maryla zauważyła, ze Mateusz ma głowę zaprzątniętą czymś niezwykłym, lecz nie potrafiła odgadnąć, co było tego powodem. Zagadka wyjaśniła się w wigilię Bożego Narodzenia, gdy pani Linde przyniosła nową sukienkę.
Maryla niczym nie zdradziła swego niezadowolenia.

Maryla: - (pobłażliwym tonem, oschle) Ach tak, to z tego powodu Mateusz miał taką tajemniczą minę, szeptał i uśmiechał się pod wąsem w ciągu ostatnich dwóch tygodni? Domyślałam się że ma ona zamiar popełnić jakieś głupstwo, bo muszę przyznać, że nie uważam, aby Ani potrzebna była nowa sukienka. Jesienią uszyłam jej trzy praktyczne, ciepłe i ładne sukienki, a wszystko, co ponadto, jest niepotrzebnym zbytkiem. Te bufiaste rękawy wymagają tyle materiału, ile starczyłoby na całą bluzkę. Rozbudzasz w Ani próżność, Mateuszu, a ona i bez tego jest próżna jak paw. Wyobrażam sobie, jaka będzie zachwycona, bo wiem, że marzyła o tych bezsensownych rękawach od czasu, kiedy tu przybyła, chociaż ostatnio powstrzymywała się od mówienia o tym. (z naganą w głosie) Obecnie modne są bufy większe i śmieszniejsze niż dawniej, tak wielkie, jak nadęte balony. W przyszłym roku modnisie będą prawdopodobnie zmuszone bokiem przechodzić przez drzwi.

Scena VII

Dom Mateusza i Maryli – świątecznie udekorowany.

Narrator2:
     Poranek wigilijny zastał świat w białej, cudnej szacie. Grudzień był łagodny, więc oczekiwano zielonej Gwiazdki. Tymczasem w nocy spadł śnieg, który całkowicie przeobraził Avonlea [ewonli]. Ania zachwyconym wzrokiem patrzyła wokoło przez zamarznięte okno swego pokoju. Sosny w Lesie Duchów stały cudne niby białe pióropusze, brzozy i dzikie wiśnie obsypane były perłowym szronem. Powietrze, czyste i chłodne, sprawiało rozkosz. Ania zbiegła ze schodów, śpiewając wesoło, aż jej głos rozlegał się na całym Zielonym Wzgórzu.

Słychać, jak dziewczynka się zbliża podśpiewując cicho

Ania: - Wesołych Świąt, Marylo! Wesołych Świąt, Mateuszu! Czyż to nie cudne Boże Narodzenie? Cieszę się tak bardzo, że Gwiazdka jest biała! Prawdziwe Boże Narodzenie musi być białe. Nie lubię zielonej Gwiazdki! Bo zwykle nie jest zielona... tylko brudna...szara i brunatna. Jakże ludzie mogli nazwać ją zieloną? (Mateusz podaje Ani sukienkę) Ależ, ależ.... Mateuszu, czy to dla mnie? O, Mateuszu!
Mateusz: - (nieśmiało) To Gwiazdka dla ciebie, Aniu, czy ci się podoba? Cóż to! Cóż to!
Ania: - Czy mi się podoba? O, Mateuszu! Ona jest zachwycająca! O, nigdy nie potrafię dostatecznie za nią podziękować! Spójrzcie tylko na te rękawy! Ach, wydaje mi się, że to uroczy sen.
Maryla: - Dobrze, dobrze, ale teraz zabierzmy się do śniadania. Muszę dodać, Aniu, że wcale nie uważam, aby ta sukienka była ci istotnie potrzebna. Lecz wobec tego, że Mateusz ci ją podarował, szanujże ją. Tu jest wstążka, którą pani Linde ofiarowała ci do warkoczy. Jest brązowego koloru, odpowiednia do sukienki. A teraz chodź i siadaj do stołu.
Ania: - (szczęśliwym głosem) Nie wiem, czy będę mogła jeść śniadanie. W tak niezwykłej chwili śniadanie wydaje się rzeczą zbyt prozaiczną. Wolę nasycić mój wzrok tą sukienką. Cieszę się tak bardzo, że bufiaste rękawy są jeszcze modne. Czuję, ze nie potrafiłabym przeżyć tego, gdyby wyszły z mody, zanim doczekałabym się sukni z takimi rękawami. Nie umiałabym być zupełnie zadowolona. Pani Linde postąpiła bardzo ładnie, ofiarując mi tę wstążkę. Czuję, że powinnam stać się w końcu dobra! Bywają chwile, że z przykrością myślę o tym, że nie jestem wzorowa, ale przecież ciągle postanawiam zostać nią w przyszłości. Nieraz trudno jest dotrzymać postanowień, bo zdarza się, ze nawiedzają nas nieprzezwyciężone pokusy, ale teraz postaram się zrobić jeszcze większy wysiłek.
Wchodzi Diana, Ania pokazuje jej sukienkę.

Ania: - Wesołej Gwiazdki Diano! Ach, jakież cudne Boże Narodzenie! Pokażę ci coś wspaniałego! Mateusz podarował mi prześliczną sukienkę z t a k i m i rękawami! Nie umiałabym wyobrazić sobie piękniejszej!
Diana: - I ja ci coś przynoszę! Oto masz... to pudełko. Ciotka Józefina przysłała nam skrzynkę z wieloma drobiazgami ... a to dla ciebie... powinnam była przynieść ci je wczoraj, ale przesyłka nadeszła o zmierzchu, a nie lubię przechodzić przez Las Duchów po zapadnięciu nocy.
Wręcza jej pudełko, Ania otwiera, widzi pantofelki.
Ania: - Ach, Diano! To zbyt wiele, ja chyba śnię!
Diana: - Ja to nazywam zrządzeniem losu! Nie będziesz zmuszona pożyczać pantofelków od Rubi; doskonale się składa, bo i tak byłyby za duże dla ciebie o całe dwa numery. Ładnie by to wyglądało: elf człapiący w zbyt obszernych pantoflach! Józia Pye tryumfowałaby z pewnością!

Scena VIII

Narrator1:
     Cała młodzież szkolna w Avonlea żyła tego dnia w gorączkowym podnieceniu, gdyż należało jeszcze udekorować wielką salę i urządzić ostatnią generalną próbę. Wieczorem odbył się koncert. Powodzenie było niewątpliwe, sala przepełniona, a wszyscy spisali się znakomicie. Jednakże gwiazdą wieczoru okazała się Ania, czemu nawet nie odważyła się zaprzeczyć zazdrosna Józia Pye.




Opracowanie: mgr Mariola Grabiec
Nauczyciel języka polskiego, opiekun koła teatralnego.

Jeżeli zauważyłeś jakieś nadużycia w prezentacji napisz o tym poniżej i wyślij je do nas:
INFORMACJE O PREZENTACJI

Ostatnią zmianę prezentacji wykonał: Szkolnictwo.pl.
IP autora: 83.21.195.174
Data utworzenia: 2008-09-01 22:48:59
Edycja: Edytuj prezentację.

HISTORIA PREZENTACJI

Szkolnictwo.pl (83.21.195.174) - Prezentacja (2008-09-01 22:48:59) - Edytuj prezentację.





Zachodniopomorskie Pomorskie Warmińsko-Mazurskie Podlaskie Mazowieckie Lubelskie Kujawsko-Pomorskie Wielkopolskie Lubuskie Łódzkie Świętokrzyskie Podkarpackie Małopolskie Śląskie Opolskie Dolnośląskie